Śledząc polskie, niemieckie, brytyjskie i amerykańskie media, dochodzimy do wniosku, że wojna na Ukrainie musi się wydarzyć. I to prędko. Bo jeżeli Putin nie uderzy, to militarystyczne, kapitalistyczne i korporacyjne interesy USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski znacząco ucierpią.
Dla Amerykanów sytuacja, w której to nie oni są agresorem, ale Putin (przez ostatnie 50 lat to USA była stroną wywołującą konflikty zbrojne w skali globu), jest czymś nowym, interesującym i budzącym wiele ekscytujących emocji.
Potencjalna i doskonała ofiara, z punktu widzenia militarystów europejskich i amerykańskich, jest również potrzebna i pożądana. Bo Putin atakując Ukrainę zmyłby hańbę USA, Francji i Wielkiej Brytanii – w końcu to te kraje dawały gwarancję bezpieczeństwa po oddaniu przez Ukrainę arsenału atomowego. Wraz ze „zniknięciem” Ukrainy, przestaną obowiązywać międzynarodowe umowy z nią zawarte. Wstyd po 2014 roku też by zniknął.
Prześmiewcza jest sytuacja, w której całe tłumy pseudo: dyplomatołków, politykierów i domorosłych generałów, od trzech dni pieją tę samą śpiewkę. Że to już, że to jutro, że się zaczyna. I w swojej percepcyjnej ograniczoności formułują fantastyczne wizje bombardowań, najazdów i prześladowań, upiększając to sosem własnej indolencji i ignorancji w twierdzeniu, że NATO ma przewagę militarną nad Rosją.
Najlepszym żartem i psikusem, jaki można im zrobić, przysłowiowo „zagrać im na nosie” to zrezygnować z agresji na Ukrainę. Zepsuć układankę.
I wtedy cały ten chór będzie piał nową pieśń: że w nieprzejednanej odwadze i bohaterstwie odstraszyliśmy śmiertelnego wroga.
Aleksander Fredro pisząc „Zemstę”, z pewnością nie wyobrażał sobie, że w XXI wieku będzie żyło i tworzyło głupotę tylu Papkinów.
foto: reddit.com