Systematycznie, mniej więcej co kwartał, podnosi się larum sił prawicowych w Polsce, że nie chcą one i nie zgadzają się na to, by Polska należała do Europy, która dąży do federalizacji.
Dwa dni temu, na skutek powołania nowego rządu Niemiec, składającego się z Socjaldemokratycznej SPD, Zielonych i liberalnej FDP, poznaliśmy również strategię i wytyczne działania niemieckiej koalicji. Wśród wielu zaplanowanych i rozpisanych zadań jest również stworzenie warunków do sfederalizowania Europy.
To stało się przyczyną prymitywnego i prostackiego ataku Jarosława Kaczyńskiego na Niemcy, że rzekomo chcą budować czwartą Rzeszę. Na szczęście nie padło stwierdzenie o „odbudowie”, tylko o chęci budowy.
Nie wiem skąd się to bierze u prezesa i jego dzielnych patriotycznych działaczy – ta nienawiść do Niemców. Strach przed nazwą „Rzesza”, jednoznacznie kojarzoną z faszyzmem. Przecież dziś faszystów w Niemczech już nie ma. Sami Niemcy o to zadbali. Faszyści są w innych krajach, w tym w Polsce. A ideologie quasi faszystowskie są dziś ubierane i sprzedawane jako nacjonalistyczne.
Dla przypomnienia, definicja faszyzmu według Wikipedii:
Faszyzm – skrajnie prawicowa doktryna polityczna, sprzeciwiająca się demokracji parlamentarnej, głosząca kult państwa (totalitarne, silne przywództwo, terror państwowy). Faszyzm podkreśla wrogość wobec zarówno liberalizmu, jak i komunizmu. Następujące elementy są najczęściej wymieniane jako integralne części faszyzmu: nacjonalizm, etatyzm, militaryzm, imperializm, totalitaryzm, antykapitalizm, antykomunizm, korporacjonizm, populizm, kolektywizm oraz opozycja do politycznego i ekonomicznego liberalizmu.
Historyk Roger Eatwell wymienia cztery aspekty istotne w ideologii faszyzmu:
- Plan zmiany natury ludzkiej i stworzenie lepszego społeczeństwa;
- Naród lub rasa jako siły organizujące ewolucję i postęp;
- Krytyka kapitalizmu, liberalizmu i socjalizmu jako systemów rozbijających lub osłabiających wspólnotę;
- Wpajanie ludzkim umysłom faszystowskich wartości poprzez media i propagandę.
Już pobieżna analiza tej definicji pokazuje, że ani SPD, ani Zieloni, ani liberalna FDP nie mogą być fundamentem tej rzekomej czwartej „Rzeszy”. Za to bardzo dużo zbieżności ideologicznych w mowie i piśmie można odkryć w programie, zachowaniu i prowadzonej polityce przez partię, która ma „sprawiedliwość” w nazwie. Mimowolnie i nachalnie pcha się na usta przysłowie: „Uderz w stół a nożyce się odezwą”. Tak mi się tylko skojarzyło.
Wracając do państwa federacyjnego, czy też Unii pod jednym wspólnym rządem.
Unia Europejska jest już de facto federacją. Bardzo wiele spraw i rozwiązań jest objętych wspólnymi przepisami. Spotykamy się z tym na co dzień i nawet się nad tym nie zastanawiamy, nie czujemy tego, bo nam to nie przeszkadza. A często ułatwia życie.
Od 2004 roku mamy wspólną politykę celną, możemy się swobodnie poruszać i prowadzić działalność gospodarczą w dowolnym państwie członkowskim. Mamy Europejskie Trybunały Praw Człowieka i Sądownictwa – instytucje, które pilnują porządku prawnego krajowych systemów prawnych. Część krajów członkowskich ma wspólną walutę – EURO – mimo zachowania swoich Centralnych i Narodowych Banków. O tym jak dzisiaj działa ta federacja waluty możemy się przekonać patrząc na rosnące słupki inflacji w Polsce. Czy w strefie euro też jest 8% i więcej? Nie, średnio o połowę mniej. A są też takie kraje strefy euro, gdzie inflacja jest poniżej 2%. To tylko kilka przykładów z wielu.
A teraz zastanówmy się, czego jeszcze europejska federacja nie obejmuje?
Wspólnego, ogólnoeuropejskiego rządu, wybieranego przez 460 milionów Europejczyków. I wspólnego, stanowiącego prawo europarlamentu.
Na dzień dzisiejszy oba te cele są niemożliwe do spełnienia, więc nie ma się czego bać. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby o tym rozmawiać.
Tak na marginesie, proszę wyobrazić sobie, kto mógłby być potencjalnym członkiem pisu i konfederacji w innym państwie europejskim. Oni zdają sobie sprawę, że w takich warunkach nigdy nie odnieśliby sukcesu wyborczego.
foto: uniaeuropejska.info.pl