Od blisko dwóch miesięcy, systematycznie i specjalnie w polskich mediach pojawia się temat rzekomej szybkiej agresji Rosji na Ukrainę.
Na początku chcę się z Państwem podzielić informacją, zaczerpniętą od moich ukraińskich przyjaciół, pracujących i mieszkających na Ukrainie, że temat ten jest gorący tylko w Polsce.
Dla przeciętnego Ukraińca, jak relacjonują moi rozmówcy, w świadomości społecznej w ogóle nie ma tematu wojskowej agresji Rosji na ich kraj. Owszem, wiedzą o interwencjach Zachodu i prezydenta Bidena, o negocjacjach i układach …..i dziwią się, że cała ta „szopka” ma miejsce.
Prawdą jest, co też szerokim echem przewinęło się przez światowe media, że Rosjanie „podciągnęli” wojsko pod granicę z Ukrainą. Ale już nikt z komentujących nie uzupełnił tych rewelacji tym, że są to wojska defensywne, niezdolne do działań ofensywnych. Ich zadaniem jest stać na granicy. I tyle.
Pora postawić pytanie: po co to całe larum? Po co bicie w bębny?
Najprawdopodobniej chodzi tu o oddziaływanie psychologiczne, o zasianie fałszywej paniki w świadomości obywateli Unii, że Rosja stanowi realne zagrożenie dla Europy. Moim zdaniem jest to rozgrywka prowadzona po to, aby wymusić na Unii blokadę Nord Stream 2.
Komu na tym najbardziej zależy? Tę odpowiedź zostawiam Państwa logice.
Niestety „autorzy” tej akcji nie uwzględnili jednego w swoim perfidnym scenariuszu. Że Europie grozi zimna zima. Była już „zimna” wojna, teraz idzie „zimna” zima.
foto: NAC